poniedziałek, 23 września 2013

i że Ci nie odpuszczę...

Zastanawia mnie, dlaczego ludzie wydają na ślub kwoty, za które mogliby kupić nowe mieszkanie lub wybudować dom.
Tak, tak, najważniejszy dzień w życiu. Wiem, ale zastanówmy się.
Jeśli ktoś bierze ślub cywilny, to jestem w stanie się zgodzić, że praktycznie niemożliwe jest udekorowanie sali, w której spędzi pół godziny i zaraz potem wejdą kolejni chętni, bo czasowo to jest niewykonalne. Jednak ktoś, kto decyduje się na ślub kościelny powinien przynajmniej w tym samym stopniu zainteresować się wystrojem kościoła, co wynajmem sali i wyborem kapeli. To właśnie tam składa się przysięgę małżeńską, a wesele to sprawa drugorzędna.
Kolejnym problemem są te nieszczęsne pieniądze. Kiedy moi rodzice brali ślub, mama miała sukienkę za 150 zł, a wesele, a raczej obiad zakończony potańcówką odbył się w domu. Nie sugeruję, żeby brać z nich przykład, bo sama pewnie więcej wydam, ale nie przesadzajmy w drugą stronę. Nie trzeba kupować sukienki za 10 000 zł, żeby założyć ją raz, czy wyprawiać wesela w najdroższym pałacyku lub zatrudniać najpopularniejszy zespół. Tak robią gwiazdy. Jeśli ktoś chciałby znać moje zdanie, to nie miałabym nic przeciwko żeby po ślubie mieć jeszcze za co żyć i nie musieć spłacać kredytu zaciągniętego tylko na potrzeby wynajmu kapeli.
Każdy zrobi jak chce, myślę jednak, że można kupić podobną sukienkę lub nawet ładniejszą nieco taniej. Wesele nie musi odbywać się na Wawelu, bo nawet na ogrodzie można urządzić fantastyczne przyjęcie, dużo zależy od gości. I czasem te mnie popularne zespoły grają lepiej, trzeba tylko dobrze poszukać i docenić lokalnych artystów.
Najgorszy jest wybór odpowiedniego kandydata lub kandydatki na stanowisko partnera na resztę życia, ale z tym każdy musi sam poradzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz